Muzyka

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział III

    - No i wysłali ten list. - Opowiedziałam Jamie jak moja rodzinka zareagowała na wiadomość o moich planach. Oczy wyszły jej z orbit.
    - Nieźle ci to wyszło. - Zamyśliła się na chwilę. - Ale tobie chyba wcale aż tak nie zależy na Jade, co?
    - Nie, ale stwierdziłam, że taka wersja zostanie lepiej przyjęta - odpowiadam.
    - Wiesz, że kłamstwo też jest grzechem? - Unoszę brwi do góry. Dla wiernych chyba wszystko jest grzechem. - Chodzi mi o to, że to wcale nie jest takie dobre.
    Wzdycham.
    - Jamie, daj już spokój.
    - Babcia powiedziałaby ci to samo. - Moja przyjaciółka zakłada sobie kosmyk włosów za ucho, a ja kiwam głową. Faktycznie jej babcia, moja mentorka nie pochwaliłaby tego, co zrobiłam. - Wiem, że nie chcesz podporządkowywać się całkowicie pod ten chory system, ale czy ty chociaż wierzysz?
    Pytanie rudowłosej mnie szokuje. Nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiałam, wiara zawsze była i tyle.
    - Szczerze mówiąc to nie wiem, a ty? - Spoglądam prosto w jej oczy.
    - Chyba tak - odpowiada po chwili zastanowienia. Dziwię się tym słowom, nie spodziewałam się wahania ze strony mojej przyjaciółki.
    - Chyba?
    - Myślę, że wierzę, ale nie oddam za to głowy. - Moja przyjaciółka łapie się za kark. - Moja wiara nie jest taka całkiem czysta, żeby zawierzyć we wszystko.
    Kiwam głową ze zrozumieniem.
    - A czyja jest? - pytam. Nagle czuję na swoich plecach jakieś dziwne ciarki i obracam się gwałtownie. Przed moimi oczami ukazuje się gładziutka twarz Amelii. - Nie dość, że widok twarzy takiego demona jak ty przyprawia mnie o mdłości, to widok jej z zaskoczenia zaraz sprawi, że zwymiotuję albo zemdleję ze strachu.
    - Po pierwsze sprawisz tylko, że poziom osób, do którego należy twoja... - Amelia przerywa na chwilę i przygląda się Jamie. - przyjaciółka będzie miał więcej do sprzątania, a po drugie bliżej mi do anioła niż demona.
    - Chyba upadłego. - Przewracam oczami. Dziewczyna zyskuje jednak coś w moich oczach za nazwanie Jamie moją przyjaciółką. Bałam się, że wymyśli jakieś przezwisko, które rudowłosa wzięłaby sobie do serca.
    - Radziłabym ci nie obrażać przyszłej Najwyższej Kapłanki. - Blondynka mówi jakimś dziwnie poważnym tonem. Aż mam wrażenie, że muszę jej usłuchać. - Zwłaszcza tej błogosławionej przez naszego Stwórcę - dodaje po chwili swoim naturalnym głosem i cały czar pryska. Przewracam oczami. Ciekawe, czy kiedyś przestanie być taka pyszna?
    - Wiesz co to hybris? - pyta Jamie. Pytanie jest skierowane do Amelii. Sama nie wiem co to jest i sądzę, że ona również.
    - Jaki tygris, co? - Krzywi się dziewczyna.
    - Uważaj, bo ci zmarszczki wyjdą - mówię. Demonica unosi jedną z brwi do góry.
    - Mojej idealnej cery nic nie jest wstanie zniszczyć. - Dziewczyna uśmiecha się od ucha do ucha.
    - Nie tygris tylko hybris - oznajmia spokojnie Jamie, nie zwracając uwagi na naszą kłótnie. - Słyszałyście może o zakazanej księdze?
    - Mitologii? - pytam, a moja przyjaciółka skina głową.
    Mitologia jest zakazana, ponieważ czytanie o wielobóstwie jest obrazą naszego Pana. Ja, jako dziecko łamiące wszelkie durne reguły, złamałam też ten zakaz. Nadal pamiętam jaki ból mi sprawiono na placu głównym za karę. Strażnicy po prostu uwielbiają bić dzieciaki pasem, zwłaszcza tak "nieusłuchane" jak ja.
    - Czytałaś ją? - pyta.
    - Fragment. O co chodzi z tym całym hybris?
    - Dokładnie streszczaj się, marnujesz mój cenny czas - mówi Amelia. Mam ochotę ją czymś walnąć.
    - Hybris w czasach, w których powstała mitologia oznaczało pychę, przekraczającą miarę, którą Bogowie wyznaczyli człowiekowi. Stanowiła więc wyzwanie wobec nich i ściągała karę na tego, kto ją popełniał - tłumaczy Jamie. Aż klaskam w ręce z zachwytu. Absyncja powinna zmienić nazwę na "Hybris".
    - Bluźnisz. Gadasz o wielobóstwie, a my mamy jednego prawdziwego Boga. - Szkolna gwiazda spogląda gniewnie na moją przyjaciółkę, a ja staję przed nią.
    - Chodzi o samo przesłanie. A tak w ogóle, w siedmiu grzechach głównych również została wymieniona pycha - odpowiadam. Mój groźny wzrok na chwilę peszy Amelie. - Właściwie po co do nas podeszłaś? I gdzie masz swoje pieski?
    - Chciałam cię osobiście zaprosić na ceremonię, którą dziś odprawiam. - Dziewczyna wyszczerzyła się jak głupia. - Będą wszyscy z poziomu Bogaczy. A moje owieczki zapraszają w tej chwili innych.
Owieczki, serio? Pastereczka od siedmiu boleści.
    - W takim razie będą wszyscy bogacze prócz mnie.
    - Zastanów się. Główną role odegra na niej twoja siostra. - Mrugam kilkukrotnie. W sumie sama dałam Amelii na to zgodę. Mam ochotę natychmiast odmówić, ale z drugiej strony chętnie obejrzę nauczkę jaką dziewczyna chce dać Jade. Poza tym muszę przecież pilnować, by nie zrobiła czegoś gorszego niż robią strażnicy, prawda?
    - Dobra, przyjdę.
    - Cudownie. Dzisiaj o dziewiętnastej przy wschodniej kaplicy. - Gwiazda obraca się na pięcie i rusza w stronę Jacka.

    Po szkole idę razem z Jamie do jej babci. Dawno nie widziałam tej osoby, którą określam mianem swojej mentorki. Cersei prowadzi wielką bibliotekę. Jamie jest więc bardzo oczytaną osobą. Nie spodziewałam się jednak, że jej babcia przetrzymuje zakazaną księgę.
    - Będą mi mówić, które książki mam zostawiać. - Cersei prycha na moje stwierdzenie. - Skarbie im i tak nie chciałoby się jej szukać w tej stercie książek.
    - Mówiłaś, że też czytałaś fragment - mówi Jamie.
    - Tak, w końcu mój wujek ma wiele zakazanych rzeczy ze swoich wyjazdów. On jednak ma pozwolenie na ich trzymanie czy czytanie w tym przypadku - odpowiadam.
    - Złapali cię? - pyta z troską Cersei i stawia mi przed nosem szklankę z herbatą.
    - Tak, wujek jak zawsze. Od razu zaprowadził mnie do strażników i urządzono sobie pokaz. Zresztą nie pierwszy raz. - Pociągam łyk ziołowego napoju. Babcia Jamie jakoś zawsze umiała sprawić, że wszystko jest smaczniejsze.
    - Nie martw się, nie ty jedna tam lądujesz. Z mojego poziomu pełno jest rozrabiaków, z twojego też się zdarzają durne wygłupy. Na przykład tego chłopaka Jade często widywałam na placu - oznajmia moja przyjaciółka. Po chwili otwiera szafkę z mnóstwem słoików z różnego rodzaju ziołami. - Majeranek i bazylia się skończyły, pójdę je kupić do zielarza.
    Uśmiecham się pod nosem, gdy Jamie wychodzi z koszykiem przez drzwi. Wiem czemu tak ochoczo chodzi do zielarza. Cameron wywodzi się z rodziny znachorów, więc musi uczyć się dużo o ziołach, a z tego co się orientuje zarówno on jak i zielarz nie narzekają na swoje towarzystwo.
    - Chcesz poćwiczyć Molly? - pyta Cersei, a ja kręcę głową.
    - Nie mam dziś na to siły - odpowiadam. Babcia Jamie kładzie mi rękę na ramieniu.
    - I tak już jesteś świetna. Ćwiczyć musisz, by nie stracić formy, ale nikt nie mówił, że cały czas.
    Posyłam jej ciepły uśmiech wdzięczności.


    Wieczorem muszę iść pod wschodnią kaplicę, a droga wcale nie jest taka krótka. Nie mogę się spóźnić, a robię to notorycznie, więc puszczam się biegiem. Koturny nie są najlepszymi butami do biegania, ale przynajmniej nie noszę szpilek, jak na przykład Amelia, czy jej pieski. W połowie drogi jestem zmachana, więc postanawiam iść resztę drogi piechotą, i tak nadrobiłam już dość dużo czasu.
    W pewnym momencie słyszę ciche pochlipywanie. Rozglądam się we wszystkich kierunkach i dostrzegam jakąś postać przy murze jednego z budynków. Podchodzę powoli do postaci i stwierdzam, że jest to męska sylwetka.
    - Nic ci nie jest? - pytam. Postać gwałtownie się obraca, a moim oczom ukazuje się twarz Jacka. - Ty płaczesz?
    Chłopak wyciąga chusteczkę z kieszeni i wyciera nią łzy.
    - A nie wolno? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Ty pewnie nigdy tego nie robisz, co?
    - Co się stało? - Moglibyśmy grać w te idiotyczną grę, w której trzeba prowadzić rozmowę zadając same pytania.
    - Nie twoja sprawa. - Jego głos zaczyna być przepełniony jadem. Nie cierpię tego.
    - Co Amelia po raz drugi z tobą zerwała?
    - Już dawno z nią nie jestem. - Chłopak przewraca oczami.
    - Wiem. Nawet gdybym chciała, nie da się uciec od szczegółów waszego życia. - Powtarzam jego czynność. Przez chwilę mogę zobaczyć cień jego uśmiechu. - No więc ostatnia szansa. Powiesz mi co się stało?
    Chłopak wzdycha i zaczyna patrzeć w ziemię.
    - Sam nie wiem.
    - Nie jestem przecież plotkarą. - Unoszę ręce ku górze, a on parska śmiechem.
    - Fakt. No więc chciałbym zrobić to, co ty.
    - Czyli? - Unoszę brwi do góry, a chłopak podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.
    - Zrezygnować. Nie chcę być papieżem, choć wszyscy myślą, że będę. Chciałbym być egzorcystą i powiedziałem to dziś rodzicom, ale nie są zbyt zachwyceni.
    Jestem przez chwilę zszokowana jego słowami. Każdy chłopak marzy o byciu papieżem, a on, ten pupil nauczycieli chce być egzorcystą? Muszę przyznać, zawód zdecydowanie ciekawszy.
    - Serio myślisz, że ludzi z Czyśćca dopadły demony? - pytam.
    Egzorcyści w dużej mierze przebywają właśnie w tym miejscu. Skoro ktoś sprzeciwia się Bogu, może być opętany. W gruncie rzeczy to oni decydują ostatecznie, czy dany kandydat jest godny opuścić to miasto. Mają oni jednak obowiązek milczenia, tak jak wypuszczeni i nie mogą mówić, co dzieje się za bramami Czyśćca.
    - Może to być prawdą. Chciałbym się też dowiedzieć, co się tam naprawdę dzieje - odpowiada. Kiwam głową ze zrozumieniem i spoglądam na zegarek.
    - Ceremonia zaraz się zacznie!
    - Aż tak cię ciekawi, co Amelia wymyśliła? - pyta z uśmiechem.
    - A ty wiesz?
    - Mam tę wątpliwą przyjemność. - Jego twarz wygląda już normalnie. Nie ma śladu po łzach.
    Chłopak chwyta mnie za nadgarstek i biegniemy w stronę wschodniej kaplicy. Ledwie dotrzymuje mu tempa, na szczęście nie jest ona daleko. Jak zawsze wejście do niej jest przyozdobione liliami. Ich zapach unosi się w powietrzu, mieszając się niestety z wonią drogich perfum dziewczyn z poziomu bogaczy. Jack czeka aż złapię oddech i razem wchodzimy do środka.

***
Hmm... Dziwny ten rozdział. I'm sorry. Może następny wyjdzie lepiej...
Wiem, że miałam najpierw dodać notkę o Maddy na FF Niezgodnej, postaram się, by niedługo się ukazała.