- Rusz się. - Liam biegnie przez korytarz, przy czym prawie
mnie nadeptuje. Zatrzymuje się dopiero przy swoim przyjacielu, Cameronie, z którym
rozpoczyna rozmowę.
Spoglądam na twarz Jamie, która patrzy rozmarzonym wzrokiem na blondyna.
- Podoba ci się Cameron? - pytam, a kąciki ust unoszą mi się w lekkim uśmiechu.
Otrząsa się natychmiast i wraca do świata realiów.
- Nie.
- On jest spoko, szkoda tylko, że koleguje się z takim idiotą - oznajmiam. Od dawna nie lubię się z Liamem. To chyba jedyna osoba z poza poziomu bogaczy, która mnie tak irytuje.
- Nie jest zły - mówi moja przyjaciółka. Gubię się.
- Mówisz o Cameronie czy Liamie? - Ten drugi zerka w moim kierunku z odrazą, mam ochotę coś mu zrobić.
- O obu. - Policzki Jamie stają się czerwone.
Potrząsam głową, bo chyba czegoś nie łapie.
- Ten denerwujący szatyn z twarzą jak tresowana małpka księdza George'a, też ci się podoba? - Krzywię się na dźwięk własnych słów.
- Nie, chodziło mi o to, że nie jest aż taki zły za jakiego go bierzesz.
- Doprawdy? - Unoszę brwi do góry.
- Idź się utop w kałuży! - Jade skupia na sobie wzrok wszystkich na korytarzu. Nawet nie zauważyłam, że tu była. Najwidoczniej znowu zerwała ze swoim chłopakiem, Adamem albo Alanem, nie pamiętam jak miał na imię.
- Idź do domu i pomarz sobie, że zostaniesz Najwyższą Kapłanką - odparowuje chłopak. Moja siostra nie może odpowiedzieć mu tym samym, bo posadę Arcybiskupa ma już w kieszeni. Tylko dlatego, że jego straszy brat, Jack jest ulubieńcem nauczycieli.
- Startuje już na te role jakbyś chciał wiedzieć. - Jade robi minę naburmuszonego dziecka.
- Molly zrezygnowała? - pyta. Wszyscy z poziomu bogaczy kochają plotki, więc patrzą się teraz w moim kierunku. Zresztą niższy poziom też nie ma nic lepszego do roboty. Amelia szczerzy się jak głupia, ponieważ wyczaiła plotkę szybciej niż wszyscy inni.
- Nie mieszajcie mnie w wasze kłótnie - odpowiadam. Wszyscy momentalne przenoszą wzrok z powrotem na kłócącą się parkę. Robią to prawie równo, jakby byli zaprogramowani.
Liam jako jedyny patrzy wciąż na mnie. Skrzywienie w jego oczach jest prawie tak wielkie jak jego powykrzywiana twarz. Łapię jego wzrok i czekamy tak, aż któreś z nas się podda.
- Stwierdziła, że ja się do tego świetnie nadaję - słyszę głos swojej siostry. Odruchowo przewracam oczami, po czym widzę uśmiechniętą minę chłopaka. Najwidoczniej uznał, że w tym wypadku przegrałam. Przenoszę wzrok na Jade, do której podchodzi Amelia.
- Skarbie, ty i tak nie masz ze mną szans - mówi słodko. Ciekawe czy czarna wdowa też ma taki przepełniony miodem głos?
- Nawet nie wiesz na co mnie stać. - Młoda w ogóle nie przejmuje się tym, co mówi szkolna gwiazda. Jest na to zbyt pewna siebie, a to z jednej strony dobrze. Niedowartościowana Jamie na przykład w tym momencie by zamilkła i wzięła sobie jej słowa do serca.
- Ale wiem na co stać mnie. - Amelia kładzie sobie rękę na biodrze i unosi kąciki ust do góry.
- Na postawienie na baczność kilku żołnierzyków? - Moja siostra obrzuca wzrokiem dziewczynę od stóp do głów, a potem przejeżdża po minach kilku zawstydzonych chłopaków.
To był cios poniżej pasa, wszyscy wiedzą, że Amelia ceni sobie czystość.
Po kilku głębszych wdechach blondynka w końcu odzyskuje głos.
- Aż tak skupiasz na tym wzrok? Jeśli zamierzasz taka być jako Najwyższa Kapłanka to odpadasz w przedbiegach. - Przygryza dolną wargę i chyba walczy sama ze sobą czy dodać coś jeszcze.
- Gadasz jakbyś już miała tę rolę - mówi moja siostra, po czym obraca się na pięcie i rusza w przeciwną stronę.
Amelia również robi obrót, uderzają przy okazji swoimi włosami o twarz byłego Jade i rusza w moim kierunku.
- Opanuj siostrę - mówi, przechodząc obok mnie.
- A co ja? Niańka?
- Radzę ci dobrze, opanuj ją, bo postaram się, by dostała za swoje. - Dziewczyna patrzy prosto w moje oczy. Zaciskam pięści i nachylam usta do ucha szkolnej gwiazdki.
- Jesteś za miękka by zrobić jej takie rzeczy, których ja się boję. Jeśli zamierzasz urządzić jakąś durną ceremonię, na której przetrzepiesz jej tyłek proszę bardzo, ale jak przyjdzie do domu z jakimś dziwnym, wypalonym albo wyciętym znakiem, to naprawdę pożałujesz - szepczę. Widzę jak Amelia się cała spina, po chwili jednak chyba zanalizowała sobie dokładniej moje słowa, bo delikatnie się uśmiecha.
Spoglądam na twarz Jamie, która patrzy rozmarzonym wzrokiem na blondyna.
- Podoba ci się Cameron? - pytam, a kąciki ust unoszą mi się w lekkim uśmiechu.
Otrząsa się natychmiast i wraca do świata realiów.
- Nie.
- On jest spoko, szkoda tylko, że koleguje się z takim idiotą - oznajmiam. Od dawna nie lubię się z Liamem. To chyba jedyna osoba z poza poziomu bogaczy, która mnie tak irytuje.
- Nie jest zły - mówi moja przyjaciółka. Gubię się.
- Mówisz o Cameronie czy Liamie? - Ten drugi zerka w moim kierunku z odrazą, mam ochotę coś mu zrobić.
- O obu. - Policzki Jamie stają się czerwone.
Potrząsam głową, bo chyba czegoś nie łapie.
- Ten denerwujący szatyn z twarzą jak tresowana małpka księdza George'a, też ci się podoba? - Krzywię się na dźwięk własnych słów.
- Nie, chodziło mi o to, że nie jest aż taki zły za jakiego go bierzesz.
- Doprawdy? - Unoszę brwi do góry.
- Idź się utop w kałuży! - Jade skupia na sobie wzrok wszystkich na korytarzu. Nawet nie zauważyłam, że tu była. Najwidoczniej znowu zerwała ze swoim chłopakiem, Adamem albo Alanem, nie pamiętam jak miał na imię.
- Idź do domu i pomarz sobie, że zostaniesz Najwyższą Kapłanką - odparowuje chłopak. Moja siostra nie może odpowiedzieć mu tym samym, bo posadę Arcybiskupa ma już w kieszeni. Tylko dlatego, że jego straszy brat, Jack jest ulubieńcem nauczycieli.
- Startuje już na te role jakbyś chciał wiedzieć. - Jade robi minę naburmuszonego dziecka.
- Molly zrezygnowała? - pyta. Wszyscy z poziomu bogaczy kochają plotki, więc patrzą się teraz w moim kierunku. Zresztą niższy poziom też nie ma nic lepszego do roboty. Amelia szczerzy się jak głupia, ponieważ wyczaiła plotkę szybciej niż wszyscy inni.
- Nie mieszajcie mnie w wasze kłótnie - odpowiadam. Wszyscy momentalne przenoszą wzrok z powrotem na kłócącą się parkę. Robią to prawie równo, jakby byli zaprogramowani.
Liam jako jedyny patrzy wciąż na mnie. Skrzywienie w jego oczach jest prawie tak wielkie jak jego powykrzywiana twarz. Łapię jego wzrok i czekamy tak, aż któreś z nas się podda.
- Stwierdziła, że ja się do tego świetnie nadaję - słyszę głos swojej siostry. Odruchowo przewracam oczami, po czym widzę uśmiechniętą minę chłopaka. Najwidoczniej uznał, że w tym wypadku przegrałam. Przenoszę wzrok na Jade, do której podchodzi Amelia.
- Skarbie, ty i tak nie masz ze mną szans - mówi słodko. Ciekawe czy czarna wdowa też ma taki przepełniony miodem głos?
- Nawet nie wiesz na co mnie stać. - Młoda w ogóle nie przejmuje się tym, co mówi szkolna gwiazda. Jest na to zbyt pewna siebie, a to z jednej strony dobrze. Niedowartościowana Jamie na przykład w tym momencie by zamilkła i wzięła sobie jej słowa do serca.
- Ale wiem na co stać mnie. - Amelia kładzie sobie rękę na biodrze i unosi kąciki ust do góry.
- Na postawienie na baczność kilku żołnierzyków? - Moja siostra obrzuca wzrokiem dziewczynę od stóp do głów, a potem przejeżdża po minach kilku zawstydzonych chłopaków.
To był cios poniżej pasa, wszyscy wiedzą, że Amelia ceni sobie czystość.
Po kilku głębszych wdechach blondynka w końcu odzyskuje głos.
- Aż tak skupiasz na tym wzrok? Jeśli zamierzasz taka być jako Najwyższa Kapłanka to odpadasz w przedbiegach. - Przygryza dolną wargę i chyba walczy sama ze sobą czy dodać coś jeszcze.
- Gadasz jakbyś już miała tę rolę - mówi moja siostra, po czym obraca się na pięcie i rusza w przeciwną stronę.
Amelia również robi obrót, uderzają przy okazji swoimi włosami o twarz byłego Jade i rusza w moim kierunku.
- Opanuj siostrę - mówi, przechodząc obok mnie.
- A co ja? Niańka?
- Radzę ci dobrze, opanuj ją, bo postaram się, by dostała za swoje. - Dziewczyna patrzy prosto w moje oczy. Zaciskam pięści i nachylam usta do ucha szkolnej gwiazdki.
- Jesteś za miękka by zrobić jej takie rzeczy, których ja się boję. Jeśli zamierzasz urządzić jakąś durną ceremonię, na której przetrzepiesz jej tyłek proszę bardzo, ale jak przyjdzie do domu z jakimś dziwnym, wypalonym albo wyciętym znakiem, to naprawdę pożałujesz - szepczę. Widzę jak Amelia się cała spina, po chwili jednak chyba zanalizowała sobie dokładniej moje słowa, bo delikatnie się uśmiecha.
- Co różni ludzi od zwierząt? - pyta nauczycielka. Znów
pojawia się to pytanie. Nienawidzę go.
Jack podnosi rękę do góry, a kobieta udziela mu głosu.
- My jako jedyni mamy duszę, wolną wolę, a także jako jedyni z istot żywych jesteśmy zdolni do miłości - odpowiada, a nauczycielka go chwali.
Nie zgadzam się z tym, co przekazuje Kościół. Taki pies może kochać człowieka bardziej niżeli ten dureń. Poza tym nie podoba mi się stwierdzenie o duszy, moim zdaniem zwierzęta ją mają.
- Co jeszcze wyróżnia mieszkańców Panaceum nad resztę świata?
Panaceum to nazwa naszego kraju, inna nazwa to Państwo Wybrane. Nazywamy się tak, ponieważ nasze przysłowie brzmi "To my jesteśmy lekiem na wszelkie zło". Nikt jednak nie wie, czy oprócz nas istnieje jakieś inne państwo. Przez bramy Panaceum nie da się przejść, ciągnie się wokół niego olbrzymie pole siłowe, które utworzył któryś z Papieży. Nikt nie wie, jak je stworzył. Przypuszcza się, że za pomocą cudu. Nikt nie wie także, jak je sforsować.
- Dzięki temu, że wierzymy jesteśmy wybrani. Chroni nas sam Pan - mówi Amelia.
To właśnie początek wejścia w grzech pychy. Babcia Jamie mówiła nam, że zaczęło się od wywyższania się nad zwierzętami, a potem stwierdzono, że skoro po trzeciej wojnie światowej, Bóg ocalił wierzących, to są oni lepsi od wszystkich innych. Moim zdaniem nie ma w tym logiki za grosz, bo skoro chcą się wywyższać to muszą mieć nad kim, a jeśli istniałoby życie poza Panaceum to znaczyłoby, że innych ludzi Bóg również ocalił.
- Świetnie moi drodzy - nauczycielka chwali swoich ulubieńców.
Wszyscy wiedzą, że ta dwójka to ulubieńcy nauczycieli. Wszyscy wiedzą, że kiedyś byli parą. Wszyscy wiedzą, że dostaną funkcje, do których wszyscy dążą. Wszystko, co zdarza się w poziomie bogaczy interesuje całą szkołę. Kelly zaczęła chodzić z Jonatanem, och co za sensacja. Brata Megan ubiczowali na placu za złamanie któregoś z przepisów, przecież to nie pozostanie bez echa. Molly zrezygnowała z wyścigu na Najwyższą Kapłankę, wszyscy już wiedzą. Jeśli natomiast dzieje się coś w poziomie biedy, praktycznie nikogo to nie interesuje. Co z tego, że matka Melisy umarła albo, że Jared ledwie przeżył operacje? Nikogo z wyższego poziomu to nie obchodzi, nikogo oprócz mnie.
Jack podnosi rękę do góry, a kobieta udziela mu głosu.
- My jako jedyni mamy duszę, wolną wolę, a także jako jedyni z istot żywych jesteśmy zdolni do miłości - odpowiada, a nauczycielka go chwali.
Nie zgadzam się z tym, co przekazuje Kościół. Taki pies może kochać człowieka bardziej niżeli ten dureń. Poza tym nie podoba mi się stwierdzenie o duszy, moim zdaniem zwierzęta ją mają.
- Co jeszcze wyróżnia mieszkańców Panaceum nad resztę świata?
Panaceum to nazwa naszego kraju, inna nazwa to Państwo Wybrane. Nazywamy się tak, ponieważ nasze przysłowie brzmi "To my jesteśmy lekiem na wszelkie zło". Nikt jednak nie wie, czy oprócz nas istnieje jakieś inne państwo. Przez bramy Panaceum nie da się przejść, ciągnie się wokół niego olbrzymie pole siłowe, które utworzył któryś z Papieży. Nikt nie wie, jak je stworzył. Przypuszcza się, że za pomocą cudu. Nikt nie wie także, jak je sforsować.
- Dzięki temu, że wierzymy jesteśmy wybrani. Chroni nas sam Pan - mówi Amelia.
To właśnie początek wejścia w grzech pychy. Babcia Jamie mówiła nam, że zaczęło się od wywyższania się nad zwierzętami, a potem stwierdzono, że skoro po trzeciej wojnie światowej, Bóg ocalił wierzących, to są oni lepsi od wszystkich innych. Moim zdaniem nie ma w tym logiki za grosz, bo skoro chcą się wywyższać to muszą mieć nad kim, a jeśli istniałoby życie poza Panaceum to znaczyłoby, że innych ludzi Bóg również ocalił.
- Świetnie moi drodzy - nauczycielka chwali swoich ulubieńców.
Wszyscy wiedzą, że ta dwójka to ulubieńcy nauczycieli. Wszyscy wiedzą, że kiedyś byli parą. Wszyscy wiedzą, że dostaną funkcje, do których wszyscy dążą. Wszystko, co zdarza się w poziomie bogaczy interesuje całą szkołę. Kelly zaczęła chodzić z Jonatanem, och co za sensacja. Brata Megan ubiczowali na placu za złamanie któregoś z przepisów, przecież to nie pozostanie bez echa. Molly zrezygnowała z wyścigu na Najwyższą Kapłankę, wszyscy już wiedzą. Jeśli natomiast dzieje się coś w poziomie biedy, praktycznie nikogo to nie interesuje. Co z tego, że matka Melisy umarła albo, że Jared ledwie przeżył operacje? Nikogo z wyższego poziomu to nie obchodzi, nikogo oprócz mnie.
Budzik dzwoni o piątej rano. Nie chce mi się wstawać, ale za
bardzo nie mam wyboru. Poranna msza jest obowiązkowa dla wszystkich, a nie
bardzo chce mi się znowu kłócić z moją rodziną. Przecieram oczy i zakładam na
siebie białą tunikę oraz czarne legginsy. Po chwili przychodzi matka i bez
słowa rozczesuje mi włosy, po czym splata je w kłosa. Jej oczy są dziś
obrysowane czarną kreską, a usta pomalowane na czerwono. Przygląda mi się przez
chwile, a następnie wychodzi. Zapewne idzie teraz do mojej siostry, co rano
powtarza dokładnie to samo.
Udaję się do naszej kaplicy. Dziś rytuał odprawia mój kuzyn, który jest już do tego uprzywilejowany. W czerwonej szacie wygląda nieco dziwnie, ale przynajmniej nie przypomina transwestyty jak jego brat, gdy odprawiał ceremonię.
Wszyscy klęczymy i modlimy się przez dobre dziesięć minut, po czym mój kuzyn zabiera głos. Czyta fragment Ewangelii według św. Łukasza, a następnie mówi o swoich rozważaniach na ten temat. Walczę ze sobą by nie zacząć ziewać, taki gest uważany jest w trakcie mszy za niestosowny. Po chwili wszyscy ustawiamy się w kolejce, by przyjąć komunię świętą, a następnie wracamy do ławek i modlimy się indywidualnie. Po jakiś dziesięciu minutach mój kuzyn wstaje i żegna wszystkich słowami "Idźcie w pokoju Chrystusa i rozgłaszajcie swoją wiarę".
To rozgłaszajcie jest brane chyba za bardzo dosłownie przez wszystkich, ponieważ zamiast szerzyć przekonanie o Chrystusie, ludzie chwalą się jak to oni mocno wierzą. Każdy przed sobą, ja nie wiem komu jeszcze chcą ją wpajać, skoro jest obowiązkowa. Nie ma w tym żadnej logiki.
Wracam do pokoju i rozplatam włosy. Są długie, do połowy pleców. Tym razem układam je w koka i chwytam mój niebieski wachlarzyk. Każda dama, czyli osoba płci żeńskiej pochodząca z bogatej rodziny, ma swój. Wyglądamy dzięki temu wytworniej, a przy okazji jest przydatny do samoobrony. Każdy z wachlarzy jest specjalnie wykonany, tak by miał zaostrzone końce. Dzięki temu nie musimy nosić scyzoryków w torebce. Niektóre dziewczyny oprócz wachlarza noszą przy sobie zawsze gaz pieprzowy, tak na wszelki wypadek. Moim zdaniem w Absyncji nie ma się za bardzo przed czym bronić. Wachlarz jednak przypadł mi do gustu.
Na śniadaniu wszystkie kobiety z mojej rodziny się wachlują. Oczywiście nie mogę zbytnio odstawać, więc robię to samo. Po chwili moja ciocia i jej syn niosą jedzenie na stół, dziś ich kolej. Wtedy wszystkie damy odkładają wachlarze na bok i zaczyna się wspólna modlitwa. Dziękujemy Bogu za posiłek i się za niego zabieramy. Biorę dwie bułki, smaruję je masłem i obkładam. Zjadam je w mgnieniu oka, więc nakładam sobie na talerz trochę jajecznicy. Po posiłku przecieram usta serwetką i wracam do wachlowania, na znak, że skończyłam. Mężczyźni z kolei demonstrują to złożeniem rąk, jak do modlitwy. Gdy wszyscy kończą, Jade zabiera głos i z nieukrywaną radością oznajmia:
- Startuję na miejsce Najwyższej Kapłanki.
Wszyscy od razu orientują się, co to znaczy i zamiast na nią, spoglądają na mnie.
- Molly, ty zakonnicą? - Mój kuzyn ledwo powstrzymuje śmiech.
- Raczej nie skorzystam - odpieram, czym go gubię. Dla świętego spokoju mogłam powiedzieć, że chcę iść do zakonu, ale i tak by się to kiedyś wydało.
- Jade, skarbie, dobrze wiesz, że nie możesz startować na to miejsce, choćbyś nie wiem jak chciała, bo to przywilej Molly - mówi słodko mama, patrząc troskliwie na dziecko. Swoją drogą to dosyć dziwne, że Młoda wcześniej się nie pochwaliła, pewnie miała na głowie swojego byłego.
- Ale ONA zrezygnowała. - Podkreśliła dobitnie słowo "ona", jakbym nie miała już imienia.
- Jade, przecież powiedziała przed chwilą, że nie wybiera się do zakonu - odpowiedziała matka. Kolejna co pominęła moje imię.
- Obie macie rację. - Nie spoglądam na nikogo tylko wlepiam wzrok w falujący przede mną wachlarz.
- Molly, co ty wymyśliłaś? - Głos mojej matki jest przepełniony zdumieniem. Przynajmniej komuś przypomniało się jak się nazywam.
- Nie zamierzam iść ani do zakonu, ani zostać Najwyższą Kapłanką - mówię spokojnie i zerkam na rodzicielkę. Nawet stąd dostrzegam jak pulsuje jej żyłka na szyi.
- I jak ty to sobie wyobrażasz? - syczy matka przez zęby. Obrzucam wzrokiem resztę rodziny, wszyscy plotkują, zupełnie jak w szkole.
- Jeszcze nie wiem. - W tym momencie każdy wybucha śmiechem. Nie wiem czy myślą, że żartowałam, czy po prostu się nabijają.
- Molly, dziecinko, powiedz teraz na poważnie. - Głos matki stał się z powrotem słodki jak miód.
- Mówię na poważnie. Czemu nie mogę wykonać aktu dobroci i oddać siostrze miejsca, na którym zależy jej bardziej niż mi, a sama nie iść do zakonu? - Tak naprawdę nie zależy mi na wielkiej chęci Jade by być Kapłanką. Po prostu to lepiej przejdzie niż mowa o zostaniu, np. strażniczką.
- Takich oznak nie ma w przepisach - mówi zdziwiona ciocia. - Nie przewidziano, że ktoś będzie chciał oddać młodszej siostrze miejsce, po prostu dla niej.
- Nie przewidziano, że ktoś chce po prostu uszczęśliwić inną osobę? - Unoszę brwi do góry. Mieszkańcy Absyncji chyba zapominają o zwykłym dobrze. No ok, może nie zrobiłam tego dla Jade, ale przynajmniej wymyślając przepisy wzięłabym to pod uwagę.
- Ty chcesz mnie uszczęśliwić? - Jade z szeroko otwartymi oczami przypomina mi surykatkę.
- Wystosujemy specjalne pismo do Papieża z zapytaniem. - Postanawia matka, ignorując zdziwienie mojej siostry i wstaje od stołu.
- Może lepiej do Rady Arcybiskupów? Papież pochodzi teraz z Afekcji. - Słowa ciotki zatrzymują moją rodzicielkę na chwilę. Przewracam oczami.
- I bardzo dobrze! Skoro jest z Afekcji na pewno się zgodzi - mówię. Niektórzy siedzący przy stole spoglądają na mnie wilkiem.
- Młoda damo, czyżbyś stawiała Afekcję nad Absyncję? - pyta wujek. Jego wzrok zawsze mnie mroził. Postanowiłam nie odpowiadać na to pytanie, tylko powiedzieć inną część prawdy.
- Wiem, że w prawie Afekcji pozwalają na więcej - oznajmiam poważnie, uważając na to, by głos mi nie zadrżał.
Wujek skina głową na znak zgody. Matka natychmiast leci po kartkę i długopis. Pewnie wspólnie będą ubierać list w słowa. W końcu w tak ważnej sprawie każdy chce się wypowiedzieć.
Udaję się do naszej kaplicy. Dziś rytuał odprawia mój kuzyn, który jest już do tego uprzywilejowany. W czerwonej szacie wygląda nieco dziwnie, ale przynajmniej nie przypomina transwestyty jak jego brat, gdy odprawiał ceremonię.
Wszyscy klęczymy i modlimy się przez dobre dziesięć minut, po czym mój kuzyn zabiera głos. Czyta fragment Ewangelii według św. Łukasza, a następnie mówi o swoich rozważaniach na ten temat. Walczę ze sobą by nie zacząć ziewać, taki gest uważany jest w trakcie mszy za niestosowny. Po chwili wszyscy ustawiamy się w kolejce, by przyjąć komunię świętą, a następnie wracamy do ławek i modlimy się indywidualnie. Po jakiś dziesięciu minutach mój kuzyn wstaje i żegna wszystkich słowami "Idźcie w pokoju Chrystusa i rozgłaszajcie swoją wiarę".
To rozgłaszajcie jest brane chyba za bardzo dosłownie przez wszystkich, ponieważ zamiast szerzyć przekonanie o Chrystusie, ludzie chwalą się jak to oni mocno wierzą. Każdy przed sobą, ja nie wiem komu jeszcze chcą ją wpajać, skoro jest obowiązkowa. Nie ma w tym żadnej logiki.
Wracam do pokoju i rozplatam włosy. Są długie, do połowy pleców. Tym razem układam je w koka i chwytam mój niebieski wachlarzyk. Każda dama, czyli osoba płci żeńskiej pochodząca z bogatej rodziny, ma swój. Wyglądamy dzięki temu wytworniej, a przy okazji jest przydatny do samoobrony. Każdy z wachlarzy jest specjalnie wykonany, tak by miał zaostrzone końce. Dzięki temu nie musimy nosić scyzoryków w torebce. Niektóre dziewczyny oprócz wachlarza noszą przy sobie zawsze gaz pieprzowy, tak na wszelki wypadek. Moim zdaniem w Absyncji nie ma się za bardzo przed czym bronić. Wachlarz jednak przypadł mi do gustu.
Na śniadaniu wszystkie kobiety z mojej rodziny się wachlują. Oczywiście nie mogę zbytnio odstawać, więc robię to samo. Po chwili moja ciocia i jej syn niosą jedzenie na stół, dziś ich kolej. Wtedy wszystkie damy odkładają wachlarze na bok i zaczyna się wspólna modlitwa. Dziękujemy Bogu za posiłek i się za niego zabieramy. Biorę dwie bułki, smaruję je masłem i obkładam. Zjadam je w mgnieniu oka, więc nakładam sobie na talerz trochę jajecznicy. Po posiłku przecieram usta serwetką i wracam do wachlowania, na znak, że skończyłam. Mężczyźni z kolei demonstrują to złożeniem rąk, jak do modlitwy. Gdy wszyscy kończą, Jade zabiera głos i z nieukrywaną radością oznajmia:
- Startuję na miejsce Najwyższej Kapłanki.
Wszyscy od razu orientują się, co to znaczy i zamiast na nią, spoglądają na mnie.
- Molly, ty zakonnicą? - Mój kuzyn ledwo powstrzymuje śmiech.
- Raczej nie skorzystam - odpieram, czym go gubię. Dla świętego spokoju mogłam powiedzieć, że chcę iść do zakonu, ale i tak by się to kiedyś wydało.
- Jade, skarbie, dobrze wiesz, że nie możesz startować na to miejsce, choćbyś nie wiem jak chciała, bo to przywilej Molly - mówi słodko mama, patrząc troskliwie na dziecko. Swoją drogą to dosyć dziwne, że Młoda wcześniej się nie pochwaliła, pewnie miała na głowie swojego byłego.
- Ale ONA zrezygnowała. - Podkreśliła dobitnie słowo "ona", jakbym nie miała już imienia.
- Jade, przecież powiedziała przed chwilą, że nie wybiera się do zakonu - odpowiedziała matka. Kolejna co pominęła moje imię.
- Obie macie rację. - Nie spoglądam na nikogo tylko wlepiam wzrok w falujący przede mną wachlarz.
- Molly, co ty wymyśliłaś? - Głos mojej matki jest przepełniony zdumieniem. Przynajmniej komuś przypomniało się jak się nazywam.
- Nie zamierzam iść ani do zakonu, ani zostać Najwyższą Kapłanką - mówię spokojnie i zerkam na rodzicielkę. Nawet stąd dostrzegam jak pulsuje jej żyłka na szyi.
- I jak ty to sobie wyobrażasz? - syczy matka przez zęby. Obrzucam wzrokiem resztę rodziny, wszyscy plotkują, zupełnie jak w szkole.
- Jeszcze nie wiem. - W tym momencie każdy wybucha śmiechem. Nie wiem czy myślą, że żartowałam, czy po prostu się nabijają.
- Molly, dziecinko, powiedz teraz na poważnie. - Głos matki stał się z powrotem słodki jak miód.
- Mówię na poważnie. Czemu nie mogę wykonać aktu dobroci i oddać siostrze miejsca, na którym zależy jej bardziej niż mi, a sama nie iść do zakonu? - Tak naprawdę nie zależy mi na wielkiej chęci Jade by być Kapłanką. Po prostu to lepiej przejdzie niż mowa o zostaniu, np. strażniczką.
- Takich oznak nie ma w przepisach - mówi zdziwiona ciocia. - Nie przewidziano, że ktoś będzie chciał oddać młodszej siostrze miejsce, po prostu dla niej.
- Nie przewidziano, że ktoś chce po prostu uszczęśliwić inną osobę? - Unoszę brwi do góry. Mieszkańcy Absyncji chyba zapominają o zwykłym dobrze. No ok, może nie zrobiłam tego dla Jade, ale przynajmniej wymyślając przepisy wzięłabym to pod uwagę.
- Ty chcesz mnie uszczęśliwić? - Jade z szeroko otwartymi oczami przypomina mi surykatkę.
- Wystosujemy specjalne pismo do Papieża z zapytaniem. - Postanawia matka, ignorując zdziwienie mojej siostry i wstaje od stołu.
- Może lepiej do Rady Arcybiskupów? Papież pochodzi teraz z Afekcji. - Słowa ciotki zatrzymują moją rodzicielkę na chwilę. Przewracam oczami.
- I bardzo dobrze! Skoro jest z Afekcji na pewno się zgodzi - mówię. Niektórzy siedzący przy stole spoglądają na mnie wilkiem.
- Młoda damo, czyżbyś stawiała Afekcję nad Absyncję? - pyta wujek. Jego wzrok zawsze mnie mroził. Postanowiłam nie odpowiadać na to pytanie, tylko powiedzieć inną część prawdy.
- Wiem, że w prawie Afekcji pozwalają na więcej - oznajmiam poważnie, uważając na to, by głos mi nie zadrżał.
Wujek skina głową na znak zgody. Matka natychmiast leci po kartkę i długopis. Pewnie wspólnie będą ubierać list w słowa. W końcu w tak ważnej sprawie każdy chce się wypowiedzieć.
Szczerze mówiąc, nie wiem czy podoba mi się ten rozdział.^^
Taka informacja: po boku w stronach, dodałam krótkie opowiadanko, pod tytułem "The Hunging Tree". Wiem, że trudno zauważyć taką rzecz. :)
PS. Jak tam szkoła? Ja już mam dość...
Taka informacja: po boku w stronach, dodałam krótkie opowiadanko, pod tytułem "The Hunging Tree". Wiem, że trudno zauważyć taką rzecz. :)
PS. Jak tam szkoła? Ja już mam dość...
Świetnie jak zwykle! :)
OdpowiedzUsuń"szatyn z twarzą jak tresowana małpka księdza George'a" i kuzyn-transwestyta mnie rozwalili. :D
Ja na miejscu Molly chyba nie powiedziałabym, co planuję. Ciekawa jestem co na to powie Papież...
A "The Hunging Tree" boskie. *.* Nie wiem, co mogłabym więcej napisać...
Wiesz, że w szkole nawet spoko? Szybko mi leci czas. :)
Molly to Molly, zawsze robi po swojemu. Ja na jej miejscu też bym pewnie nie powiedziała.XD
UsuńRozdział genialny!
OdpowiedzUsuńAle najpierw...
Masz u mnie wieeeeelkiego plusa za Skilleta! <3 <3
"Skrzywienie w jego oczach jest prawie tak wielkie jak jego powykrzywiana twarz." - Hahaha! Najlepsze! :D
Wydaje mi się, że jej wujek będzie w tym opowiadaniu kimś więcej niż jej rodzice, ale co tam mogę wiedzieć. :D
No i oczywiście czekam na odpowiedź od Papieża :)
Życzę weny :>
PS. zapraszam tutaj: http://jak-dokonac-niemozliwego.blogspot.com/
W końcu ktoś kto zna ten zespół. ^^
UsuńCo do wujka to jeszcze się nie zastanawiałam, ale to ciekawy pomysł. :)
weszłam przez przypadek i już miałam wyłączyć, ale usłyszałam muzykę!
OdpowiedzUsuńSkillet!
Ubóstwiam!!!
Więc zatrzymałam się i przeczytałam!
Jest super!
Naprawdę świetnie piszesz!
Czekam na kolejny rozdział
PS: "Looking for angels" to moja ulubiona piosenka. Właściwie na drugim miejscu, bo pierwszy jest "Monster" ex aequo z "Hero"
Pozdrawiam
Litka
Miło mi, że mój ulubiony zespół kogoś zatrzymał na moim opowiadaniu. :D Też kocham "Hero" i "Monster". Ogólnie większość ich piosenek jest cudowna <3
UsuńMru, osobiście nie lubię ludzi zmuszających do wierzenia w cokolwiek, czyli tak zwanych przeze mnie napalonych katolików i nie lubię opowiadań religijnych, ale to jest fajne. Podoba mi się. Ma lekką, jasną fabułę, przynajmniej na razie i są dość realne dialogi. Nie "oby więcej literek" i nie "oby to już skończyć." Tak w sam raz. Naturalne. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńP.S
UsuńJa osobiście kocham Falling Inside The Black - Skillet. ^^
Dziękuję. ^^
OdpowiedzUsuńJa też nie wiem, czy zaczęłabym czytać religijne opowiadanie. Ten pomysł jednak wkradł się na wpół podczas bierzmowania (godziny przesiedziane w kościele i tysiące historii przelatujących przez moją głowę) na wpół dzięki inicjatywę w inną wersję koleżanki. Miałam tylko nadzieję, że nie wyjdzie nużące.
Co do piosenki, też ją Kocham <3 Chciałam ją nawet na dzwonek ustawić, ale stwierdziłam, że mogę ją znielubić od za częstego słuchania. :D Tu jej nie ma, bo nie wpasowała się w klimat, ale jak te mi się znudzą, może ją dodam.XD
Cóż pomysł na pewno oryginalny. xD
UsuńAle ogółem to masz też fajny styl pisania so...